niedziela, 12 września 2010

Hmm...

Chwilowa odskocznia od filcowych miśków (chwilowa, bo trzy kolejne na warsztacie) w postaci notesików dłubniętych już jakiś czas temu, za sprawą tego genialnego kursu (w życiu sama nie wpadłabym na to, że w tak prosty sposób można ozdobić zwykłe bloczki kartek samoprzylepnych).
 Idąc za ciosem, "przekształciłam proporcje" na coś większego.
Wiem, że to nic specjalnego, nie cieniowane (jedyny mój tusz to, na razie, czarny), nie stemplowane (koślawych napisów "notes" nie liczę), niedoskonałe. Zwłaszcza ten (trzeba umieć się przyznać do porażki ;)):
Dużo rzeczy do dopracowania (baardzo dużo), ale nic nie szkodzi. Zabawa papierami sprawia mi ostatnio ogromną radochę.

3 komentarze:

  1. ło tam, notesy i tak są szargane, nawet najdokładniej wykonany po miesiącu przerzucania z torebki do torebki, otwierania i zamykania zyskuje szlachetny rys zużycia, także nie ma się co przejmować niedoskonałościami, które widzisz tylko Ty:-) ten z babeczką na angielsko-słownikowym tle mi się bardzo podoba!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, chciałam właśnie zapodziwić ten notes ze starą kartką na okładce, ale mnie Szan. Mrouh ubiegła :) I zgadzam się z nią również, że nie ma co mówić o krzywościach itp., bo... często inni tego nie widzą. To nie fabryka i sztanca, żeby wszystko było równiusieńkie, takie są uroki "handmade".
    Misie też fajne, i niniejszym zapisuję sobie wyrażenie, że wieje jak za cara :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, nie sądziłam, że zwykłe białe karteczki można tak super oprawić. Naprawdę super pomysł! Poza tym śliczne są :)

    OdpowiedzUsuń