piątek, 20 lipca 2012

Pamiętacie

"Brzechwa dzieciom"? I zachwycające ilustracje Jana Marcina Szancera? Albo "Nie płacz, koziołku"?
Dzisiaj mnie właśnie naszło na choćby chwilowy powrót do dzieciństwa ;) I z tego "nasznięcia" ;) powstały takie rękoczyny:


Chatka w lesie bez zegara z kukułką? Nie ma takiej opcji! ;D


Chatka w lesie bez chatki? :D Nie da rady! 


Chatka bez komina? Nieee. Wszystko musi być na miejscu ;)


Płaczące koźlątko


być może znajdzie swój dom w czyjś uszach ;).


Oraz Lis Witalis szykujący placki,


na krótszym łańcuszku.


I wreszcie coś dla miłośniczek przygód Sherlocka Holmesa:



O, i jeszcze mała informacja. W związku z tym, że ostatnio dostałam kilka maili z pytaniem, czy mogę/chcę się na coś wymienić, utworzyłam nowe karty u góry bloga, tuż pod obrazkiem z produkującą owcą, w których streściłam maksymalnie chyba wszystko, co potrzeba. Jeśli chcecie, zajrzyjcie :).

środa, 18 lipca 2012

A dobra, a jeszcze jednego "se" walnę!


A co!
Jak mam co pokazać, to pokażę, tym bardziej, że nie wiem, jak od jutra z Internetem u mnie będzie ;).
3

2
1...
Poszło!


Ptaszorkowy, długaśny naszyjnik (84 cm), oczywiście z zapięciem z boku, żeby nie fajtało po całym dekolcie ;D.


Z troszkę innej perspektywy ;)


Zoom na "głównego bohatera" ;)


Zoom na zapięcie ;).
I jeszcze jedno z lotu ptaka ;D:


I teraz, już na spokojnie mogę Wam powiedzieć
DOBRANOC! :D


Kolorowe kredki

znalazłam w szufladzie,
kredki kolorowe
również wypierdkowe*!
I nie wiem, cóż więcej dodać, skoro wszystko już wiadomo ;).
No to lecę z kolorami:

fuksja:


ciepły żółty:


musztardowy:


seledynowy:


turkusowy:


oraz szary (grafitowy):


I wszystkie raaaazem!
;D


Salceson na słodko według przepisu Moniki chłodzi się (ściąga się? Mam nadzieję ;D) w lodówce, a ja wracam do mailowania ;)

_____________________________________
* kto czytał poprzedni post, ten wie ;D

Sezon na guzikowce

uważam za otwarty! :)

Ostatnio naszło mnie na mały przegląd "wypierdków mamuta" (czyt. drobiażdżków porozsiewanych po kątach) nieużywanych i tylko kurz zbierających. W ten właśnie sposób odkryłam guziki. A że w oko mi wpadł (i mało go nie wydłubał) łańcuszek oraz szczypce, stwierdziłam, iż to znak i po prostu muszę takie naszyjowce popełnić ;)
(MNÓÓSTWO ZDJĘĆ! <-żeby nie było, że nie ostrzegałam ;D)


Kolory różu, różu w kurzu, brudnoróżu, i różu transparent.
Nie moje to odcienie, niemniej jednak, naszyjnik robiło się bardzo przyjemnie :)


I zoomidła ;),

bo z prawej strony "wyrósł" listek,


a z lewej kwiatek, tuż pod przekładanym zapięciem.
A że pogoda u mnie ostatnio "nie taka" i bez kawy ani rusz,
machnęłam jeszcze guzikowiec kawowy ;), a co!


Kawowo-mleczny.
Albo raczej kawowo-mleczno-czekoladowo-karmelkowy ;D



Z ozdób, jak na razie tylko zapięcie, ale jeszcze myślę ;).
Za niebieskościami nie przepadam, ale te jakoś tak... dziwnie "przyciągnęły" mnie do siebie, dzięki czemu powstał troszkę inny model:


Tu w kolorach rzeczywistych ;)



Zapięcia celowo są z boku, bo raz, ze ozdobne, a dwa - strasznie nie lubię, jak zapięcie się przekręca i lata mi dookoła szyi. A tak - będzie w jednym miejscu ;).
No i na sam koniec, coś, co byłoby moją "chlubą i dumą", gdyby nie fakt, że wypierdki mamuta mają to do siebie, że występują w ilościach różnych, często nader "ubogich", gdyż są resztkami po innych pracach. Tak tez było w tym przypadku.
Zamarzył mi się tęczowy naszyjnik.


Rozpogadzająco-rozweselający, do wszystkiego pasujący.



I powstał.
Z tym, że guzików muszę dokupić,


bo za mało ich ewidentnie...
;)

Nadrrrrrrrrabiamy!

Zanim na dobre zacznę, chcę Wam wszystkim i każdej z osobna podziękować za odwiedziny i komentarze, zwłaszcza pod poprzednim postem :*; czułam się wyjątkowo paskudnie, a one dźwignęły mnie na duchu i dały pozytywnego kopa do działania :). DZIĘKUJĘ WAM, JESTEŚCIE NIESAMOWITE! :*:)
A teraz, korzystając z naprawionego aparatu oraz Internetu, do którego się dorwałam, pochwalę się wymianką, jaką urządziłyśmy sobie z Jolą :).

Od dawna marzyłam o szydełkowych kolczykach; są śliczne, a do tego jeszcze mają w sobie to "coś" ;). Już podczas "Mini wymianki kolczykowej", Jola trafiła w dziesiątkę i moimi usznymi faworytami zostały o te kwiatuszki, ale po otrzymaniu tej paczuszki okazało się, że tak naprawdę "koszulek lidera" może być kilka ;D. Zobaczcie tylko! :)

Śliczne kule w ciepłym odcieniu brązu z dodatkiem czekoladowych perełek i błyszczących kropelek :) (o, widać w nich nawet kawałeczek mnie ;D)


Tak, tak, z boku prawej kulki widać mój kręcony włos (zauważyłam to dopiero po załadowaniu zdjęcia) - wiem, to mało estetyczny widok, ale "dowód rzeczowy" mówi sam za siebie - kule są przeze mnie eksploatowane do granic możliwości ;)



Oczywiście na zmianę z...


kulami zielonymi! :):)



oraz:


Kwiatkami!!!! Kwiatkami cudnymi w odcieniu mlecznej czekolady, z perełkowym środkiem i perełką wiszącą :):):):):) No cuda, cuda po prostu!!!


Ale to jeszcze nie wszystko...
Jola zrobiła dla mnie również przecudną broszkę!


Szydełkowo-sutaszowa z drewnianymi koralikami i ogranzowym listkiem! :):)


I ślicznie mieniącym się na tęczowo środkiem :)


Odpięta od dżinsowej kurtki tylko na czas zdjęć (mój aparat nie radzi sobie ze zdjęciami na ciemnym tle :( ), normalnie - dzień w dzień mi towarzyszy i zbiera komplementy od spotkanych osób :):).
Jolu, ogromnie Ci dziękuję za wspaniałe prezenty (oraz za karteczkę i czekoladę, która niestety nie dotrwała do sesji zdjęciowej... ;)), jestem zachwycona i uradowana i również mam nadzieję, że to nie była nasza ostatnia wymianka ;).

A takie rękoczyny poleciały do Joli:


broszkę i małe kolczyki już znacie, dołączył do nich jeszcze perełkowy komplecik :).


Mam nadzieję, że się dobrze noszą :).

Z innych spraw, Poczta Polska milczy w sprawie reklamacji, ale paczuszki do dziewczyn wyruszyły ponownie i oby tym razem naprawdę dotarły i to w całości (mimo zabezpieczenia folią bąbelkową i umieszczenia w bąbelkowej kopercie, paczuszka, która do mnie wróciła była tak poturbowana, że nie pozostało nic innego, jak tylko zrobić medalion od nowa), odpisuję na góóóóórę zaległych maili i ogłaszam kolejną edycję dnia wielopostowego, bo mam Wam jeszcze duuużo do pokazania ;)

Udanego dnia :).

piątek, 6 lipca 2012

Jest mi przykro.


Bardzo przykro, a do tego jestem zła, rozczarowana, zawiedziona.
Dzisiaj nie będzie żadnych rękoczynów (w ogóle ich nie będzie przez jakiś czas), będzie za to post "życiowy". Długi, więc jeśli nie macie ochoty na moje żale, to zapraszam Was za około tydzień - wtedy powinny powrócić manualne różności.
A tymczasem...
Dziękuję za kciuki - udało mi się znaleźć pokoik - dobra lokalizacja, przystępna cena (w porównaniu z innymi ;)), z tym, że jeden jest mankament: nie ma Internetu. Wi-Fi łapie tylko w jednym pokoju (nie moim), a mój telefon, mimo, że jest przystosowany do pisania maili, smartfonem nie jest i korzystanie z Internetu za jego pomocą to dramat i tragedia w trzech aktach. Więc się staram nie korzystać. I teraz przechodzę do kwestii, dlaczego jest mi przykro. Obecnie bez Internetu funkcjonować się praktycznie nie da. Ludzie są do niego przywiązani jak Jaś do Małgosi. I nie mówię, że ze mnie jakiś "wyjątkowy wyjątek" - nie. Ale chodzi raczej o zachowanie ludzi. O zachowanie ludzi bliskich - nie odpisuję na maile, bo nie mam jak ich odczytać i na razie nie mam czasu na znalezienie na to sposobu. Muszę się przeprowadzić, rozpakować, polatać po urzędach rozmaitych. I co się dzieje? Otóż bliscy, którzy mają do mnie numer telefonu, którzy mogą zadzwonić lub napisać smsa w stylu "słuchaj, wysłałem ci maila", a wtedy ja oddzwaniam, żeby się dowiedzieć, o co biega, nie piszą, tylko obrażają się śmiertelnie, nie chcąc mnie nawet wysłuchać...
Wracam wczoraj do domu, cały dzień w autobusie, cieszę się, że wreszcie zdejmę ciuchy, które niemal można wykręcać, wchodzę do mojego pokoju, na biurku leżą przesyłki... Aż tylu się nie spodziewałam. Podchodzę bliżej...
Jedną z nich jest cudowna paczuszka wymiankowa od Joli, o której to przesyłce będzie osobny post, ale już teraz ogromnie Ci Jolu, dziękuję :), jestem zachwycona tym, co od Ciebie otrzymałam :).
Niestety, kiedy chcę zrobić zdjęcie, okazuje się, że mój aparat, który do tej pory wariował sporadycznie i tylko podczas zoomowania, wariuje na całego i po włączeniu bez przerwy wysuwa-chowa obiektyw. Wyłączałam i włączałam go chyba z pięćdziesiąt razy, wymieniałam baterie i karty pamięci - wszystko na nic :(, dzisiaj pojechał do naprawy, odbiór za tydzień.
Ale wracając, patrzę na kolejne przesyłki i ręce mi opadają... Dwie ze stemplem "zwrot"... Oglądam koperty - dziwne, żeby zwrotu nie było, skoro na znaczkach nie ma stempla pocztowego... Wiecie co? To po prostu kpina! Dodam do tego zaginiony polecony priorytet, którego nie ma w systemie i nie wiadomo, czy kiedykolwiek był, bo ani pani z poczty ani listonosz nie potrafią tego wytłumaczyć, w końcu "tak się zdarzyć nie powinno", "to nieprawdopodobne, przecież my wszystkie paczki polecone wprowadzamy w system", "a czy na pewno pani tą paczkę wysyłała?" - nie dość, że zero pomocy (no dobrze, oburzona pani mówi mi, że mogę złożyć reklamację, co też od razu czynię), to jeszcze usiłuje się ze mnie zrobić idiotkę-sklerotyczkę, mimo, że kwitek od poleconego trzymam w ręce... A najgorsze jest to, że paczka, która zaginęła, to paczka z nagrodami z candy ;(, jedna z tych bez stempla również...
Ja rozumiem, że wszyscy jesteśmy ludźmi i może się zdarzyć brak stempla na kopercie, ale dlaczego wszystkie cyrki (a niemało ich już było) z paczkami zdarzają się na toruńskiej poczcie głównej? Dlaczego moja poczta na wsi funkcjonuje bez zarzutu, a w Piernikowie jest nie tylko bałagan, a raczej istny burdel, nieziemskie kolejki ("do stanowisk 1-5 obowiązuje jedna kolejka", przy czym przy stanowisku nr 1 można kupić jedynie koperty bąbelkowe, zdrapki, "puścić totka" i, bodajże, wymienić walutę! Czyli, nie mając koperty bąbelkowej, stoi się w kilometrowej kolejce dwa razy :///) i panie, które zazwyczaj nie potrafią udzielić odpowiedzi na żadne pytanie dotyczące przesyłki? Nie chcę nikogo obrażać, ale do jasnej choinki, brak stempla tłumaczy się panią praktykantką, która "przecież może się mylić" - czego nie kwestionuję, ale w rezultacie to mi jest cholernie głupio, przykro i nie wiem, jak przepraszać dziewczyny czekające od dawna na paczki ;(. I jak to możliwe, żeby zaginął polecony priorytet?! Zresztą, co ja się o to pytam, skoro w ubiegłe wakacje wysyłałam koleżance (również poleconym priorytetem, również z Torunia) prawie identyczne korale, jak te i gdybym w październiku się koleżanki nie zapytała, czy wszystko z nimi okej, to nawet nie wiedziałabym, że nie doszły...
Szczerze? Do wczoraj miałam świetny humor, byłam pewna, że paczki dotarły, i z radości  związanej ze znalezieniem pokoju, chciałam zorganizować candy na bogato, ale nie zrobię tego, dopóki poprzednie nagrody nie dotrą do wszystkich Dziewczyn, a poza tym... boję się trochę wysyłać cokolwiek pocztą. Przynajmniej na razie.
Muszę odreagować, przepraszam.