czwartek, 30 września 2010

I wreszcie

udało się skończyć:

Jesienne korale z kul filcowanych na mokro. Długość zapiętych: 56 cm, ilość kul: 61. W zamyśle miało być dwa razy tyle, z tym, że czasowo jestem ostatnio bardzo do tyłu i zanim bym przygotowała drugie 61 kul, skończyłaby się jesień. I od razu mówię, że wszystkie "paciorki" są tej samej wielkości (przecież o ten centymetr w tą czy w tamtą nie chodzi, prawda? :D). Mają zapięcie, zupełnie niepotrzebne, ale miałam kaprys, żeby je dodać.

Oczywiście, nie obyło się bez przygód przy pracy. Otóż, jak się wszystko robi na raz i to na jednym biurku (bo jakoś nie lubię mojego "twórczego" stolika), w pewnym momencie zaczyna brakować miejsca (zdjęciem się proszę nie sugerować, na czas sesji fotograficznej wszystko zostało przełożone na podłogę). Zazwyczaj się wtedy ogarnia nieład, chowa zbędne rzeczy i tym sposobem uzyskuje dodatkową przestrzeń. "Zazwyczaj" nie oznacza, że ja tak robię. I dzisiaj, w ramach kary za moje bałaganiarstwo, z nagła 
opróżnił mi się pojemnik z mydlinami (czyt. z rozmachem filcowałam, potrąciłam i wylałam), zalewając sobie dwa słowniki, cztery płyty, zeszyt, telefon i świeżo wydrukowanego e-booka. Super. Jestem z siebie dumna :/

środa, 22 września 2010

W ramach akcji "znowu filc"

Zachciało mi się filcowych korali. Megadługich, żebym nimi mogła szyję ze dwa razy okręcić przy jednoczesnym zachowaniu sznurkowego "luźnozwisu". I tak siedzę filcując kulki już drugi dzień z rzędu :D. A że jedna wyszła dużo większa od pozostałych, powstał taki oto twór brelokopodobny (w tonacji jesiennej):


A ponadto, można mi pogratulować gułowatości. Otóż, prezent-niespodziewanka już powinien wyfruwać w drogę po Polsce, a tu klops. Bo bazę zamówiłam, oczywiście, z tym, że jak do mnie przyszła... to się okazało, że potrzebuję jeszcze niebieskiego tuszu. I w ten oto sposób prace stanęły, tusz w drodze, a ja co rusz odpukuję w nieozdobione, żeby udało się zdążyć przed trzydziestym września.

poniedziałek, 20 września 2010

To nie jest tak,

że nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie, igły do filcowania łamią się jak szalone, kolejne są zamawiane, oczekiwane i otrzymywane. Idą w ruch dopiero wieczorami i, przez ogólne zmęczenie materiału, niewiele są w stanie zdziałać. A pracują nad prezentem-niespodziewanką. Jeden element dzisiaj został ukończony (z racji, że to będzie niespodziewanka, ujawniam tylko jego fragment w dużym powiększeniu). Oto on:
tak na dobry początek tygodnia ;)

Reszta się ukaże, jak się skończy tworzyć i trafi w łapki nowego właściciela :).

Kolorowych!

niedziela, 12 września 2010

Hmm...

Chwilowa odskocznia od filcowych miśków (chwilowa, bo trzy kolejne na warsztacie) w postaci notesików dłubniętych już jakiś czas temu, za sprawą tego genialnego kursu (w życiu sama nie wpadłabym na to, że w tak prosty sposób można ozdobić zwykłe bloczki kartek samoprzylepnych).
 Idąc za ciosem, "przekształciłam proporcje" na coś większego.
Wiem, że to nic specjalnego, nie cieniowane (jedyny mój tusz to, na razie, czarny), nie stemplowane (koślawych napisów "notes" nie liczę), niedoskonałe. Zwłaszcza ten (trzeba umieć się przyznać do porażki ;)):
Dużo rzeczy do dopracowania (baardzo dużo), ale nic nie szkodzi. Zabawa papierami sprawia mi ostatnio ogromną radochę.

piątek, 10 września 2010

W ramach "punktu odniesienia",

mój pierwszy misiek ever:


Nogi zbyt chude i trochę koślawe,

ale się ruszają ;). Łapki zresztą też.

Ufilcowany na początku lipca, miał być prezentem, ale jakoś tak wyszło, że nie mogłam się z nim rozstać (dlatego w prezencie wyruszył jego brat). Mierzy 9 cm, nie posiada żadnej zawieszki i służy w sumie tylko do oglądania, ewentualnie do zabawy ;). A, muszę jeszcze dodać, że misiek coś mi udowodnił. Mianowicie, że nie potrafię fotografować własnych prac. Nawet przy dziennym świetle. :D

czwartek, 9 września 2010

Ulubieniec Rubensa

- tak go nazwałam na potrzeby własne. A wszystko przez:
kuszące krągłości ;D
6,5 cm ufilcowane na sucho ("bo ja lubię te wystając kłaczki") na zamówienie. I oczywiście oszalikowane. Bo wieje jak za cara. Obecnie dynda na komórkowej zawieszce przy torebkowym zamku Nowej Właścicielki.
(Zdjęcia jak zwykle kiepskie, gdyż albo pogoda w kratkę albo pora zbyt późna na dzienne światło)

 


i w duecie:

Z pozdrowieniami,
Wilk w owczej ;)

wtorek, 7 września 2010

Przedstawiam...

Małego Miki ("widzę, że zrobić coś takiego to dla ciebie mały Miki" ;D)
W 98% filcowy, wyposażony w szydełkowy szalik, w sam raz na obecne warunki atmosferyczne.
Misiek w odcieniu niezapominajkowym - żeby np. o kluczach nie zapomnieć (w planach na najbliższą przyszłość przymocowanie łańcuszka brelokowego). 5,5 cm wzrostu i... nierówne pośladki (co dopiero teraz odnotowałam)




(nierówne pośladki...)

:)



niedziela, 5 września 2010

Czasami tak się zdarza,

że nie ma w co prezentu zapakować. Gotowy papier paskudnie zagina się i marszczy, rzecz ma kształt nietypowy - zwykłą kopertę wybrzuszy, a odpowiednim pudełkiem się nie dysponuje lub nie potrafi się go zrobić (tak, to o mnie). Wtedy może pomóc rzut okiem na półkę i szybka wymiana informacji między neuronami.
(bardzo kiepskie zdjęcia)

Bazą była biała koperta po płycie, koronka pochodzi z pasmanterii, a reszta materiałów ze scrap.com.pl
W sumie nic szczególnego, ale scrapowania dopiero próbuję. Pomysł sam w sobie gdzieś mi już mignął w sieci, tylko jego adresu nie pamiętam :(. Z tego, co kojarzę, w owym "pomyśle" w kopertkę zapakowane były ciastka...
:)

No. 1

Nie przepadam za początkami. Generują one dość poważny dla mnie problem "jak zacząć, żeby było okej". Ale rozpoczęcia się czasami nie przeskoczy, dlatego spróbuję może tak...
Było sobie dłubanie kolczyków z przeróżnych sznurków i koralików w klasie maturalnej.
Dłubanie dla siebie i znajomych.
Później były studia i dekupażowe epizody.
Na studiach był też założony blog o życiu i, dzięki niemu, poznana Tasso (moja Jewelery-Guru) i spotkany Mężczyzna, który gotuje. Ten Mężczyzna namówił mnie na prezentację mojej dłubaniny Sieciowej Publiczności, polecił mi również blog MOLLIK System, od którego moje blogowe "podglądanie" i zachwycanie się zaczęło. Dalej, na zasadzie reakcji łańcuchowej (a raczej "linkowej"), zawitałam do BrisesAgnieszki, na Cynkowe Poletko, odwiedzałam (i nadal to robię) również Mrouh, Drugą szesnaście, Eight oraz wiele innych twórczych blogów, których adresy mogłabym wymieniać i wymieniać. Odwiedzałam, podglądałam, ale jakoś tak... nie mogłam się odważyć, żeby zostawić komentarz. Nie wiedziałam jak napisać i co. Bo prace Dziewczyn mi dech w piersiach zapierały i każde słowa, które mi do głowy przychodziły, wydawały się jakieś takie... płytkie. Nie mogłam też odważyć się na założenie mojego bloga rękoczynowego, bo porównując swoje dłubanie do prac Dziewczyn właśnie... nie było czego porównywać...
W końcu, ale raczej w celu dotrzymania danego słowa, niż z własnego przekonania, założyłam fotobloga, jednak nie mogąc się na nim odnaleźć, zawiesiłam działalność.
I dopiero niedawno, po rozmowie z przyjaciółką, doszłam do wniosku, że przecież każdy kiedyś zaczynał. I każdy tworzy na miarę swoich umiejętności. Jeden jest lepszy w filcowaniu, a drugi w scrapowaniu. Więc nie ma co, trzeba się wreszcie odważyć.
I w ten oto sposób... Witajcie! :)